W naszym pokoju zawitały mrówki. Ich autostrda rozpoczyna się pod oknem i przechodząc wzdłuż łóżka dociera do szafy, gdzie z niewiadomych przyczyn znika w jednej ze szpar. Nie wiem, czy mrówki zdają sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy zwykłymi klientami hotelu, którzy przyjechali na jedną noc, tylko zamierzamy mieszkać tu miesiąc. W takim wypadku zarządziliśmy eksterminację tej populacji.
Okazało się jednak, że przybysze z „niewiadomoskąd” nie dają sie tak łatwo zmusić do wyjścia i za każdym razem, gdy giną pod magicznym sprayem pana z recepcji (który wypełnia nasz pokój chemicznym zapachem), pojawiają się na nowo parę godzin później formując wyżej wymienioną autostradę. Mała grupa najeźdźców opanowała także mojego laptopa i zajęło mi dwa dni wykurzenie ich wszystkich z gniazdek USB i przerw w klawiaturze. Tak więc upał i mrówki doskwierają nam najbardziej...