Geoblog.pl    polnocpoludnie    Podróże    Indie    Szaleńczy rajd ulicami miasta
Zwiń mapę
2010
21
lip

Szaleńczy rajd ulicami miasta

 
Indie
Indie, Mysore
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7705 km
 
Dawno nie pamiętam, by dzien zaczął się dla nas tak wcześnie. Miasto dopiero budziło się do życia, a że właśnie była niedziela to wiele sklepów było jeszcze pozamykanych. Nie zwiastowało to dla nas nic dobrego, bo tego dnia chcielismy odwwiedzić ich jak najwięcej. Z pierwszego wrażenia Mysor wydało się typowym indyjskim miastem z brudnymi uliczkami i niedokończonymi budynkami wokół. Nic nie zapowiadalo, że w środku kryję prawdziwą perłę.

Po zjedzeniu śniadania w przydrożnej knajpce zdecydowaliśmy się udać w kierunku Karanji Lake Nature Park gdzie podobno można obserwować ptaki. Po drodze jednak nasze plany uległy gruntownej zmianie, ponieważ daliśmy się wciągnąć w prawdziwy rajd motorikszami. Za niewielką sumkę rupii udało nam się wynająć dwa pojazdy wraz z kierowcami, którzy zaproponowali obwiezienie nas po najważniejszych obiektach Mysore, a także odwiedzeniu paru miejsc, na których nam naprawdę zależało. Tak więc zamiast do Karanji Lake Nature Park udaliśmy się na Chamudi Hill, którego nie mieliśmy w planach. Na mierzącą ponad 1000 m górę wiedzie kręta droga którą powoli wspinaliśmy sie naszymi trójkołowcami. Rozmowa z kierowcą szła w najlepsze dopóki nie zeszła na temat samej autorikszy. Propozycja pokierowania tym cackiem spadła na mnie jak grom i nie zdążyłem się zorientować, a już siedziałem za kierownicą i próbowałem jakoś ogarnąć system zmieniania biegów. Na szczęście brak posiadania przeze mnie prawa jazdy spowodował, iż lewostronny ruch nie był dla mnie wiekim problemem. Spełniła się rzecz, o której nawet nie przyszło mi marzyć. Samo Chamudi Hill z ogromną świątynią nie zrobiło na mnie piorunującego wrażenia. Szansa dostania się do świątyni w święto spada w okolice 0% z powodu strasznie długich kolejek. Ponad godzinne oczekiwanie na wejście do kompleksu nie wydało nam się rozsądne. W drodze na dół zatrzymaliśmy się jeszcze przy wielkiej kamiennej krowie i kilka razy, by podziwiać rozciagające się w około widoki. W połowie zbocza skorzystaliśmy z kamiennych schodów, które zaprowadziły nas na dół (około 600 stopni). Podczas jednego przystanku zostałem napadnięty przez małpo-bandytę usiłującego wyrwać mi szeleszczący papierek z kieszeni. Na szczęście miałem w ręku parasol i skurczybyk dostał po łepetynie. Niestety akt obrony z mojej strony spotkał sie z silna krytyką Oli „przecież mogłeś jej coś zrobić, ona miała dziecko niewidziałeś?”. Muszę sie przyznać – nie widziałem.

Okazało się, iż miasto tetni życiem i wszystko jest pootwierane ku naszej uciesze. Tak więc odwiedziliśmy 3 sklepy z jedwabiem gdzie dziewczyny wykazywał sie niepohamowaną chęcią kupowania i przymierzania, co po dłuższm czasie było dla mnie istną torturą („istną torturą? A kto kupił szal, który był według pana sprzedawcy the best (czytaj z indyjskim akcentem de beste)” :P /OLA). W naszym planie znalazł się także niesamowicie klimatyczny sklepik/zakład produkujący kadzidła i sprzedający olejki, w którym poznaliśmy cudowne zapachy drzewa sandałowego i jaśminu. W końcu udaliśmy się do najważniejszego miejsca Mysore – położonego w samym centrum - Pałacu Maharadży.

No to teraz pora na najlepsze. Pałac położony jest dokładnie w centrum miasta i zajmuje naprawde spory obszarna mapie, lecz dopiero wtedy jak widzi się go na własne oczy można sobie uzmysłowić jak jest wielki. Wygląda bardzo bogato poprzez styl w jakim go zbudowano, dosłownie kipi zdobieniami i szczegółami. Dość szybko dowiedzieliśmy się że jednak niedziela jest najlepszym dniem do odwiedziń miasta i że zrobiliśmy świetny deal, że przyjechaliśmy właśnie wtedy. Dokładnie o 19 ktoś włącza czerwony guzik i cały pałac staje w świetle. Niesamowite tłumy czekają nawet cały tydzień tylko, by to zobaczyć. Był to naprawdę niepowtarzalny widok, w pewien sposób śliczny, ale i powalający ogromem. Trudno to opisać.

Od początku planowałem skoczyć do jakigoś sklepu gdzie wreszcie ja będe mógł czegoś poszukać. Jeszcze przed wyjazdem zaplanowałem, że rzeczą którą chciałbym z pewnością przywieść do Polski jest Tabla. Udało nam się odwiedzić jeden sklep gdzie dane mi było ją doświadczyć. Od dawna o tym marzyłem, a jak widac marzenia się spełniają. Jeżeli czas i pieniądze pozwolą to postaram to może uda mi się kupić taką w New Delhi.

W międzyczasie udało nam się też odwiedzieć Karanji Lake Nature Park. Wspaniałe miejsce by zaczerpnąć świeżego powietrza w czasie odpoczynku od biegania po mieście. Mimo deszczu spędziliśmy naprawdę miłe chwile nad jeziorem z przepysznym plackiem nadziewanym czystą słodyczą i w towarzystwie ptaków. Uwielbiam kojącą moc natury.

Pod koniec dnia w totalnym pośpiechu po wrzuceniu ubrań do naszych worów przedostaliśmy się na dworzec gdzie czekał na nas autobus którym mieliśmy pocisnąć 10 godzin z powrotem do domu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
polnocpoludnie

Aleksandra Drozd, Michal Krzyzanowski
zwiedzili 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 13 wpisów13 5 komentarzy5 30 zdjęć30 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
04.07.2010 - 10.08.2010